Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wprost od stajen odszedłszy ku zamkowi, król skinął na stojące pacholę w barwie.
— Burczaka mi tu daj! — zawołał.
Staliśmy w pośrodku podwórca, król oglądając się do koła, obojętnie, ja za nim.
Z zamku wybiegł z siwą głową mężczyzna, starszy nad pokojowemi króla Burczak, z twarzą czerwoną, która od włosów posrebrzonych odbijała dziwnie.
Wskazał król mu na mnie.
— Weźmiesz to chłopię — rzekł — do moich pacholąt, pod szczególną opiekę. Sierota jest, którego ojciec mi niegdy służył.
Burczak się skłonił.
— Nie daj mu krzywdy czynić — dodał król — pamiętaj.
Burczak spytał na wpół mnie, wpół jakby woli królewskiej, pod jakiem imieniem ma mnie zapisać. Odwrócił się pan do mnie.
— Jaszkiem mnie zwano — zamruczałem — więcej nie wiem.
Na tem się skończyło, bo już król, jakby mu tego dosyć było, odwrócił się, a Burczak mnie z sobą ciągnął.
Do regestru mnie wpisali nadając imię Orfana, co miało znaczyć sierotę.
Tu jakie były początki mej służby dworskiej, opisywać nie warto. Wszędzie człowiek, nim się z nim oswoją i nim się on z ludźmi obędzie, musi przebyć wiele; tak też było i ze mną. Chłopcy w usługach króla, którzy tu już dawniej byli na dworze, obyczaj znali, kazali mi się wkupić różnemi posługami we względy swoje. Z początku nawet szło ciężko, aż gdy Burczak za mną się parę razy ujął, a i król dobre słowo rzucił, powoli się poprawiło.
Z królem a czasem za królową młodą chodziliśmy do kościoła, gdzie mnie z biskupiego dworu klerycy i księża poznali. Moja ucieczka była już głośną, a gdy