Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedziałem potakująco.
— Prawda to, że kardynał zmarł? — zawołał przystępując do mnie.
Błysnęła mi myśl jakaś i odpowiedziałem prędko:
— Tak jest, a jam właśnie z tą wiadomością posłany do Krakowa, ale konia ani podwody mi nie dali i szukać ich muszę. Za podwodę najętą bym zapłacił, a no mi jej śpieszno bardzo potrzeba.
Zawrócił się skinąwszy na mnie stary i rzekł:
— Chodźcie za mną.
Tak na kłamstwo się odważywszy, dalej już w niem brnąłem, nie zważając na to, że choćbym podwodę do Krakowa dostał, na gościńcu wielkim łacno mnie ułapić mogą. Ale mi się w głupiej głowie przewracało.
Mieszczanin w drugą uliczkę zawróciwszy do dworka mnie zaprowadził, głośno wołając w podwórzu:
— Kulas! Kulas!
Ze stajni wyszedł na głos ten człek mały, z głową ostrzyżoną krótko, nakulewając na jedną nogę. Twarz miał plamistą, niedobrą, oczy niespokojne i wargę obwisłą, która go straszliwie brzydkim czyniła.
Począł mu mój mieszczanin o podwodzie prawić, a jam tylko jedno powtarzał.
— Składałem się tem, że o śmierci biskupa dać znać było zaraz potrzeba.
Kulas tymczasem konie swe chwalił i powiadał, że niemi bez popasu gotów po najgorszej drodze pięć mil robić.
— Na gościńcu — dodał — puściło do gruntu, alem nie głupi nim jechać. Ruszymy małemi dróżynami, które ja znam, gdzie jeszcze zamróz trzyma i droga twarda. Ani się opatrzycie gdy w Krakowie lotem staniemy.
Przyszło do targu, a jam ceny pieniędzy i podwody wcale nie znał. Spróbowałem tylko cenę zniżyć.