Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyszek kardynał, coraz więcej czując na tem, iż złamać uporu Kaźmirza nie mógł, choć mu się w Prusiech nie wiodło i długa wojna zapowiadała, począł chorzeć, niedomagać i na siłach upadać.
Już go nawet błaznowanie owo Kołka i Sroki nie zabawiało, zadumany siadywał, jakby nie słyszał co się wkoło działo.
Jakby umyślnie aby go rozdrażnić więcej, król naówczas żydom, którzy prosili o potwierdzenie dawnych swoich przywilejów, a jak mówiono znaczny za to podarek ofiarowali, w istocie dawne ich wolności na nowo przypieczętować kazał.
Znowu więc na niego urosła wrzawa i przepowiadano pomstę Bożą.
W wielkim poście, jak często był zwykł od zgiełku dla nabożeństwa się usuwać kardynał, i w Sandomierzu cichszym, czas jakiś na modlitwie spędzać, tak i teraz się tam wybrał. Brał ze sobą zwykle dwór niewielki, i jam też spodziewał się, że mnie podróż ta ominie, o co Pana Boga prosiłem. Stało się inaczej.
Strwożyłem się wielce, gdy stary Doliwa posławszy po mnie wyraźnie mi zwiastował, iż wola była kardynała samego, abym ja z nim do Sandomierza jechał.
Strach mnie ogarnął nie bez przyczyny, bo mi do seminaryum w Sandomierzu zapowiadanem było. Jeśli więc wieziono mnie tam, myślałem sobie, to nie dla czego innego, tylko aby zamknąć i do przyobleczenia sukienki zmusić.
Ani chorobą, ani niczem w świecie od wyraźnego rozkazu takiego wymówić się nie było można.
Posłusznym być musiałem, alem sobie w duchu rzekł, że gdy do ostateczności przyjdzie, raczej ucieknę w świat, niż się dam zamknąć do niewoli.
Dokąd mogłem się schronić, nie wiedziałem sam. Do Wilna bodaj, na dwór króla, któryby mi może opieki swej nie odmówił? Zresztą świat był szeroki,