Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u niego pełnił, mogłem i miałem zręczność się przypatrzeć życiu i obyczajowi świętobliwego męża.
Nawykliśmy byli wszyscy do niezmordowanej pracy naszego biskupa, który od rana do nocy prawie nie spoczywał, ale czem to było w miarę żywota tego człowieka, który wszystek czas swój trawił jakby w pobożnej gorączce.
W nocy ledwie parę godzin zasypiał, odprawiając w różnych terminach modlitwy z braćmi, a przez cały dzień kazał, spowiadał, nauczał, przyjmował ludzi, każdą chwilę wolną wnet obracając na modlitwę.
Czasu modlitwy mienił się zupełnie człowiekiem, twarz wyjaśniała, oczy zdawały powiększać, drżał w uniesieniu jakiemś i zdawało się, że zapominał porwany duchem do niebios, iż był jeszcze na tym świecie.
Nawykłym będąc do mojego świętobliwego ks. Jana Kantego, zdumiewałem się jak dwaj ludzie pobożni równie, tak mogli być do siebie niepodobni. Albowiem mój Jan spokojny był, łagodny jak baranek, i w modlitwie zatapiał się, nie upajał nią, — Kapistran zaś jakby uniesiony, rozgorzały, przybierał postać wrażającą grozę i trwogę.
Następnych dni postawiono przy kościele św. Wojciecha, na tem miejscu, gdzie wedle podania apostoł też ten do ludu przemawiał, ambonę drewnianą, którą obwieszono kobiercami i oponami kosztownemi, ale Kapistran te ozdoby wszystkie pościągać kazał.
Tuż przy nim stał jeden z kollegiatów naszych i w miarę gdy mówił, tłómaczył nam słowa jego.
Bliżej ambony były uczynione siedzenia i klęczniki dla królowej, króla, dworu, duchowieństwa i panów. Dalej rynek, jak zajrzeć, był pełniusieńki, a panowała wśród tych nabitych i ściśniętych ludzi taka cisza, iż zdawało się, że muchęby przelatującą posłyszeć można.
Mamże się ja kusić o to, abym opowiedział jak