Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wiem co i jak uczynił, ale potem przez czas jakiś spokojnym zostałem, i o Sandomierzu mowy nie było.
Unikałem o ile mogłem, aby się na oczy biskupowi nie nastręczać i nie przypominać mu się żem tu był, tuliłem po kątach, i gdy inni starali o to, aby ich ks. Zbyszek widział a przysługiwali mu się, jam się wcale nie dobijał o to.
Tymczasem sprawa przybycia do Krakowa Jana Kapistrana ciągle jeszcze gorąco wszystkich zajmowała, tak, że nawet o blizkiem małżeństwie królewskiem, o którem się rozeszły wieści, nie mówiono prawie.
Słyszałem tylko, iż ludzie się dziwili temu niepomału, że małżeństwo to z Elżbietą przyjść miało do skutku, które już raz, lat dziesięć temu, zaswatanem było i rozchwiało się... Teraz sądzono je — przeznaczonem i nieuchronnem.
Lecz mało kogo ono obchodziło, bo tylko o Kapistranie słychać było, i każdy jego krok, słowo, po Krakowie sobie rozpowiadano, rozbierano, coś z nich wróżono.
Na usilne bardzo nalegania biskupa, skończyło się na tem, że ks. Jan Kapistran, sam dając się zaciągnąć do Sasów a ztamtąd na Szlązko, dla pocieszenia ks. biskupa naszego wyprawił mu tymczasem Władysława Węgrzyna, mnicha swojego zakonu i dwóch z nim towarzyszów do Krakowa.
Przybyli oni tu, i biskup ich przyjął wdzięcznie, a król na żądanie jego wyznaczył im klasztor przy św. Krzyżu tymczasowo, ale prawdę rzekłszy, nie wszyscy im radzi byli. Wróżono z tego, że Kapistran sam do Polski przybyć nie zechce i zbędzie ją temi pomocnikami, którzy choć ludzie świątobliwi, ale ani jego ducha, ani powagi, ani tej łaski z nieba co on nie mieli.
Drudzy w tem upatrywali przeciwnie, porękę, że za swemi towarzyszami i Ojciec Jan przybędzie. Roz-