Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którym ks. Zbyszek gościnę u siebie dawał. W mieście o nią trudno było tak, że Tęczyńscy, co kilka swoich dworów mieli, u mieszczan najmowali.
Duchownych zjeżdżało mnóstwo, a stół biskupi większą część ich żywić musiał, alem pomimo to, nigdy ks. Zbyszka naszego nie widział tak rozpromienionym, wesołym i dobrej myśli.
Na przyjęcie Kapistrana on tu był gospodarzem i król przy nim malał a znikał, on rządził i rozporządzał wszystkiem.
Gdyśmy tak z dnia na dzień oczekiwali oznajmienia, a gości się coraz więcej ściągało, wieczoru, jednego stojąc w antykamerze, posłyszałem pokojowych, którzy mówili, że Tęczyńska Nawojowa przybyła się biskupowi pokłonić.
Tknęło mnie nazwisko, wyjrzałem.
W istocie kolebka pańska stała u ganku ze służbą, a z niej właśnie wysiadała niewiasta lat średnich, którą ledwie postrzegłszy, rażony zostałem jak piorunem, bo w niej poznałem tę, którą miałem za matkę moją, tę samą, com ją raz ostatni na drodze z Częstochowy spotkał.
Niewiele była zmienioną od tego czasu i jeszcze piękną, a bardzo bogato przystrojoną; ale twarz jej okryta była smutkiem jakimś i jakby tajonym a tłumionym gniewem, a patrząc na nią zdawało się, że chyba nigdy uśmiechnąć się nie mogła i rozjaśnić. Szła dumna, obojętna, zamyślona, a za nią dwu Tęczyńskich postępowało. Mnie na drodze jej stać przyszło, a takem drżał, iż myślałem, że się z nóg zwalę.
Wśród dworu Nawojowej, w sieni u drzwi zobaczyłem — Sliziaka... Już nie wiem wcale co się ze mną działo, jak mnie idąca pani pominęła. Czy widziała... w oczach mi się zaćmiło i nie rozjaśniło aż poczułem, że ktoś mnie gwałtownie za rękaw ciągnie.
Zobaczyłem zdala Sliziaka, który stał w progu znaki mi dając.