Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czarne oczy prawie królewskie... Drzwi się potem za nią zamknęły, i tylko z za nich czasem głośniejsze wywoływania słyszeć było, które Zbyszka zdradzały.
Trwało to posłuchanie przeszło godzinę, w czasie której dwór też królewski z dworem biskupim tak na siebie w antykamerze spoglądali, jakby się na rękę wyzywać chcieli. Nikt jednak nikogo zaczepiać nie śmiał inaczej, jak oczyma i postawą, bośmy mieli rozkazy, aby do żadnego sporu nie dawać powodu. Królewscy też, choć szeptali drwili, chyba tylko domyślać się mogliśmy, że z nas.
Wystawszy tak czas niemały, gdy biskup zimno przez króla pożegnany nazad ruszył, my za nim w porządku poszliśmy i w milczeniu.
W podwórzu dopiero ks. Zbyszkowi i nam się usta otworzyły.
Nikt się tam pewnie naówczas tak pilno królowi nie przypatrywał, jak ja, bom czuł się ku niemu pociągnionym wielce; ale z twarzy jego mało co mogłem wyczytać, krom powagi nad wiek i siły wielkiej, a twardego zamkniętego w sobie charakteru.
Wszyscy o nim lekceważąco powiadali, że do ojca Jagiełły podobnym był bardzo, jak on rozrzutnym, jak on zapalonym łowcem, a z tego pono ciągnęli wniosek, że słabym być musiał jak ojciec.
Ale mnie się to nie zdawało.
Boże mi przebacz, iż go posądzam, a zda mi się, że właśnie biskup Zbyszek za to na niego gniewnym był i niechętnym, że spodziewając go mieć sobie posłusznym i słabym, twardym go znalazł.
U nas dobrego słowa o królu posłyszeć nie było można. Słuchałem i milczałem nie śmiejąc bronić, bo i tak mnie Litwakiem dla mowy przeciągłej przezywali. Ale com czuł i jak bolałem, sam nie wiem czemu wypowiedzieć mi trudno.
Teraz biskup między innemi zawczasu zapowiadał, że Kaźmirz pewnie z Krzyżakami wojować zechce, że na to szlachta mu poboru, akcyzy nie da... i że