Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drogach rozbijano, a mijaliśmy niemało mogił i krzyżów, które o tem świadczyły.
Choć pan Jędrych z Tęczyna towarzyszył nam, w powrocie też nie mijaliśmy żadnego kościoła, miasta, klasztoru bez nabożeństwa; więcej po klasztorach stając na noclegi, niż po gospodach. Podróż wistocie mniej trwała, niż gdyśmy pieszo z ks. Janem te przestrzenie przebywali, a nie wiem czemu wydała mi się ona teraz dłuższą i przykrzejszą, choć na niczem nie zbywało.
Późną jesienią, nie wiem ile razy przez strome grzbiety gór się przedarłszy, za każdym coraz chłodniejsze znajdując powietrze, znaleźliśmy w kraju języka słowiańskiego, i czuć było, że się do Polski zbliżamy. Jam czuł radość wielką, choć w Krakowie oprócz kilku towarzyszów nie miałem ani brata, ani swata, ani żywej duszy, którąbym swoją mógł nazwać.
Ale człowiek, gdy nie może do ludzi, do kamieni się przywiązuje, taką ma serca potrzebę miłować coś.
W miarę jakeśmy się ku Krakowu zbliżali, już mi moja izdebina, kollegia, i ulica i towarzysze szkolni tak żywo w oczach stali, żem o nich śnił nocami. Do granicy się zbliżywszy, pan Jędrych z Tęczyna nawrócić musiał do swoich majętności, nam zaś resztę drogi przyszło odbyć pieszo, ale mnie już sił wróciło trochę, a radość ich dodawała.
Gdy z noclegu rozstawać się trzeba było z Tęczyńskiemi ludźmi Sliziak mnie wziął na stronę jeszcze. Wiedziałem co mi prawić będzie. W istocie począł stary od tego, iż ze łzami w oczach, gorąco bardzo naprzód usiłował mi dowieść, że dla mojego własnego dobra, tak się troszczy o mnie.
— Chceszli spokojnym być a życia sobie nie zatruć — rzekł mi — słuchaj rady mojej. Rzuć próżne starania o dochodzenie tego, czego wiedzieć nie powinieneś. Masz przecie rozumu tyle, jeśli rodzice się