Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się podobało, gdy mnie w zakrystyi w piękną, białą ze wstęgą liliową komeżkę ubrano.
Msza była nie pierwsza, ale wotywą zwana, w kościele ludzi dosyć, a w tem miejscu, które mi kleryk pokazywał, że tam król zwykł był słuchiwać mszy, ujrzałem go wistocie i poznałem zaraz. Z trwogą jakąś spoglądałem ku niemu tem większą, że ile razy zwróciłem oczy, zawsze wejrzenie jego ku mnie skierowane spotykałem.
Przypatrywał mi się tak, iż mnie coraz większy strach ogarniał.
Od tego czasu gdym go nie widział, wydawał mi się zmienionym. Młody jeszcze i przystojny, twarzy regularnych rysów i cale pięknej, miał na niej wyraz smutku jakiegoś i troski, który z niej nigdy nie schodził. Długie włosy spadały mu na ramiona.
Aż do końca mszy ks. Jana siedział tak, słuchając jej, patrząc na mnie, a po benedykcyi, gdyśmy do zakrystyi powracali, zniknął.
Ks. Jan kazawszy mi iść do domu samemu, udał się na zamek.
Nie było go do obiadu, który on tu razem z dwoma kanonikami jadał, a co zeszło ze stołu ich, tomeśmy z klerykiem się żywili.
Nie było głodu, ale i wymysłów też żadnych, bo się księża prostym stołem obchodzili, a we dni postne mało nawet co jedli.
Pod wieczór zawołano mnie do ks. Jana. Biło mi serce dobrze, bom przeczuwał, że się musiał mój los rychło rozstrzygnąć. Tak się też stało. Zapowiedział mi ks. Jan, że uczyć się powinienem był, i nic lepszego nie mam do wyboru, tylko się tak przygotować, ażebym później godzien był przyoblec suknię duchowną.
Począł się nad tem szeroko rozwodzić, jakiem to było szczęściem zostać wybranym i kapłanem Bożym; dodając, że on sam rycersko wprzódy sługiwał, przecież wczas przejrzał i obrał sobie lepszą cząstkę. Radził