Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo ich okiennicami nie zasunięto dla dymu, który izbę napełniał i wychodził niemi.
Widok dla mnie ciekawy był i nowy, tylu pań różnego wieku, postrojonych bogato, choć w podróży i otoczonych sprzętem różnym, jakiegom w życiu mojem nie widywał.
Służba na stole okrytym obrusem poustawiała podróżne dzbany, kubki, misy kruszcowe, błyszczące. Woń jadła korzeniami zaprawnego dochodziła mnie przez okna.
Za stołem siedziały dwie niewiasty, z których jedna starsza ku mnie zwrócona, twarz miała bladą, długą, wychudłą, z zapadłemi oczyma czarnemi, do koła rąbkiem białym opasaną. Wydała mi się bardzo poważną i surową. Druga, której twarzy ztąd widzieć nie mogłem, młodszą być musiała, ruchy miała żywsze i na głowie oprócz białych rąbków, czepiec szyty bogato, z pod którego włosy ciemne się wymykały.
Reszta służby żeńskiej przynosiła misy, chodziła około stołu i pilno tym dwom podawała kubki i ręczniki. Blask od ognia rozpalonego w kominie i grubych świec woskowych na stole, padał na niewiasty przy nim siedzące, tak, że najmniejsze rzeczy dobrze widać było. Z ciekawością wielką pochyliwszy się przypatrywałem temu widokowi, gdy młodsza pani odwróciła się do sługi i twarz jej oblana światłem ukazała mi się nagle.
Jakby piorun mnie raził, zdrętwiałem zobaczywszy ją i dobrze żem nie krzyknął. Poznałem bowiem w tej kobiecie tę, której już nie widywałem od lat wielu, tę co mi się matką nazywać kazała.
Chciałem ochłonąwszy cokolwiek, biedz zaraz do niej, nie wątpiąc, że i ona mnie poznać musi, a nie odepchnie od siebie; ale mnie strach ogarnął jakiś. Ciągnęło coś i odpychało.
Przyszedł wreszcie na pamięć sen, który miałem