Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słuchał uważnie, a w końcu spytał:
— A uczyć się chcesz?
Żywom to potwierdził.
— To dobrze — rzekł, klepiąc mnie po ramieniu — bo sierotą jesteś i nie masz na świecie nikogo, a to co sam sobie pracą zarobisz, to twoje... Ludzie są miłosierni, ale na miłosierdzie zasłużyć potrzeba.
Znowu mnie to sieroctwo do żywego ubodło. Wtem ksiądz ów, jako później się dowiedziałem Jan z Rzeszowa, co później biskupem był, odemnie się odwróciwszy zcicha zapytał Gajdysa, jak mnie zwano? Oprócz tego imienia Jaszka nie miałem innego, ksiądz nie wiem czemu Gajdysem mnie mieć nie chciał i dodał:
— Orfanem go nazwiemy.
I ot jakim sposobem do tego imienia przyszedłem, które mi na całe pozostało życie, bom do innego prawa nie miał nigdy.
Nie będę opisywał jakem się z poczciwemi przybranemi rodzicami rozstawał we łzach wielkich, i jak Gajdysowa, fartuchem łzy ocierając, przeprowadzała mnie jak mogła najdalej.
Panowie polscy, którzy z sobą zabierali sierotę, jechali dosyć dworno. Wszyscy oni, nie wyjmując duchownych, konno podróż odbywali; ale wozów szło za nami sporo, bo nie było takich gościńców i gospód, ani gęstych osad, aby się można obejść bez zapasu dla ludzi i koni.
Jechało z nami księży kanoników dwu, więc z prawa do plebanij i klasztorów zajeżdżać mogli o gościnę prosząc, ale na Litwie podówczas probostwa, kościoły, ba nawet wsie nie były gęste. Często przychodziło w lesie popasać, czasem i nocować pod wozami i małemi namiotkami, któreśmy mieli z sobą. Nie pamiętam już spełna, jaką drogę do Krakowa obrano; to tylko wiem, że księża i panowie chcieli koniecznie do cudownego miejsca i obrazu się dostać, który nie tak dawno Władysław książę opolski