Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze mną, ciągle wracała do niej, starając się wmówić we mnie, że chcę li być szczęśliwym, powinienem sobie z głowy wybić rodziców, bom ich nie miał... ale im więcej to pragnęła mi wpoić, tem w duszy mojej rodziło się większe pragnienie odkrycia tej jakiejś tajemnicy, która moje pochodzenie okrywała.
Ażeby matka tamta w jedwabnych szatach, piękna owa niewiasta, młoda, umrzeć miała, jak zapewniała Gajdysowa, temu wierzyć nie chciałem.
W dziecinnej głowie z tego wszystkiego ile się snów i marzeń naroiło, co się nigdy ziścić nie miały, policzyć zaprawdę trudno.
Tymczasem do podróży się wszystko przysposabiało, a Gajdys jednego dnia przyniósł z zamku wiadomość tę, że nazajutrz ma mnie zaprowadzić i ukazać temu duchownemu panu, który z sobą do Krakowa zabrać obiecywał.
Gdym się Gajdysa ośmielił zapytać, kto to tem rozporządzał i mnie ztąd wysyłał, groźno spojrzał na mnie.
— A tobie gołowąsie co do tego? — zawołał. — Woli swej nie masz, co ci każą czynić powinieneś i nie pytać. Ja ci jestem ojcem, uprosiłem o to, i tak się stanie jak postanowiono.
Wiedziałem, że z nim się sprzeczać nie było można, milczeć musiałem.
Nazajutrz, jak zapowiedział, poprowadził mnie na zamek dolny, do izby, w której zastaliśmy księdza, w sukni prawda takiej jak oni wszyscy nosili, ale postawy gdyby dopiero się ze zbroi wywlókł, rycerskiej.
Ten zobaczywszy mnie, a snać już o mnie wiedział wprzódy, namarszczył brwi i twarz mu się wykrzywiła, ale z za stoła wstał i zbliżył się ku mnie, a jął w milczeniu jakiemś, smutnem przypatrywać.
Potem wyszedłszy z zadumy zadał mi pytań kilka.
Chociaż dosyć wyglądał groźno, nie bardzom się uląkł i odpowiadałem śmiało.