Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drym, łaskawym się okazywał, majestat go zawsze jakiś otaczał, a groza i smutek z oczów jego patrzały.
Czapczynę moją zawczasu z głowy zdjąwszy, przypadłem głową też do ziemi, już na zbliżających się patrzeć nie śmiejąc, aż Gajdys mnie podniósł i kazał prosto stać, a śmiałym być.
Gdy oczy podniosłem ku Kaźmirzowi, postrzegłem, że on w Gajdysa się począł wpatrywać, i jakby czegoś przy nim szukać oczyma. Aż jego oczy we mnie pilno wlepione zobaczyłem i uląkłem się tak, że mi się na płacz zbierać zaczęło, i gdyby mnie za rękę nie trzymał Gajdys, uszedłbym pewnie.
W tej chwili król właśnie zwolna podjechał ku nam tuż, przystanął nieco i odezwał się do tego, którego ojcem nazywałem.
— Gajdys, syn to twój?
Z pokłonem nizkim potwierdził to dozorca stajenny, król w milczeniu długiem przypatrywał mi się, twarz mu spoważniała, nie rzekł już nic, koniowi ostrogę dał i ruszyli dalej.
Lżej odetchnąłem dopiero, gdy się oddalili, a Gajdys krótko coś pomówiwszy z temi co go otaczali, do domu mnie poprowadził. Zaledwieśmy tu przyszli, gdzie Sonka już w progu na nas niespokojna oczekiwała, i Gajdysowie coś z sobą pocichu szeptać poczęli. Ja też ośmielony a dumą przejęty, żem tak blisko króla był, począłem Marychnie opisywać orszak i panów i wszystko com tam oglądał.
Tegoż dnia wieczorem Gajdys na zamek poszedł i dosyć tam długo zabawił, a gdy wrócił, pocichu się naradzali z żoną.
Skoro nazajutrz Sonka się znowu wzięła do umywania i czesania, a gdym zapytał, czy z ojcem gdzie pójdziemy — odpowiedziała pomyślawszy:
— Czas się tobie uczyć; ojciec cię zaprowadzi do wikarego, co przy kościele zamkowym mieszka, ten ci nauczycielem będzie.