Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Została ci jedna Bronisia! — odezwała się szydersko do hrabiego. Za tę bym ci mogła zaręczyć że nie odmówi.
Lucia szła tymczasem ku domowi zwolna, a choć na twarzy wzruszenia widać nie było, serce jej biło żywiej i myśl plątała się smutno.
— Człowiek ten jednak albo mnie kochać musiał, lub chociażby chwilową mieć fantazyę! Śmieszna rzecz, uczucie które się rodzi w jednem sercu a zdobyć drugiego nie może?
Co się działo z hrabią — tłómaczyć nie potrzebujemy, upokorzonym był, zawstydzonym, a gdy w kwadrans później wychodził od jenerałowej, miał w sercu jedno pragnienie — zemsty.
— Piękna panienko, — mruczał idąc — nie chciałaś być moją żoną, a gdybyś zmuszoną była prosić mnie kiedy napróżno, ażebym ci cześć uratował? Na świecie są różne wypadki, są nocne napaście, są usypiające napoje, są porwania i uwiedzenia — są ludzie co pomagają za zapłatą i nie lękają się zgryzot sumienia!
W pierwszym momencie tak daleko się posunął myślami pan hrabia, a może i czynem byłby się nie wahał sięgnąć po zemstę, gdyby — energia w nim równała się wzburzeniu i gniewom.
Przez myśl przesunęły mu się marzenia zbrodnicze, zbrukały go, wstrząsły nim, lecz między zbrodnią a zamiarem stała trwoga cywilizowanego człowieka, który to tylko złe spełnić gotów, za jakiem nie idzie zemsta prawa. Choćby mu było słodko się pomścić, namiętność nie dochodziła do tego stopnia gwałtowności, co na następstwa zaślepia. Przez dni kilka nie pokazywał się tylko w mieście i mówiono że był chory.