Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jabym ci tego nie życzyła! — wtrąciła gospodyni spokojnie.
— Jakto? tylko coś mi stręczyła, a teraz nie życzysz!
— Wspomniałam żeś jej wielbicielem, ale za nic nigdy nie ręczyłam, oprócz Bronisi. Gdybyś się oświadczył Zarzeckiej dostałbyś — piątego odkosza!
— Ha! ha! — rozśmiał się hrabia — to mi się podoba.
— To rzecz najniezawodniejsza! — potwierdziła jenerałowa.
— Nie rozumiem jaką masz pasyę przyprowadzać mnie do najwyższej niecierpliwości i rozdrażnienia!
— Do upamiętania! — poprawiła jenerałowa, — Aniela by ci niechybnie odmówiła.
— Chodźmy o zakład! — odezwał się śmiejąc gorzko hrabia, — jeżeli mnie przyjmie, to ją wyposażysz! Zgoda!
— Nie mam czem, — rzekła zimno jenerałowa, a nie założę się o to czego jestem najzupełniej pewna.
— Pewna! ale to może doprowadzić do waryacyi, — począł głos nieprzyzwoicie podnosząc hrabia.
— Mów ciszej, — ostrzegała jenerałowa.
— Jakto? taka dziewczyna uboga, córka jakiegoś oficyalisty sans feu ni lieu, artystka courant le cachet, miałaby wzgardzić moją dziewięcioperłową koroną — i przecież majątkiem i pozycyą.
— Sprobuj! — spokojnie rzekła gospodyni.
W tejże chwili uderzenie o fortepian zwiastowało przybycie Luci, która z Laurą, rozpoczęła sonatę Bethowenowską. Nieszczęśliwa uczennica grała ją co dnia gorzej.
Jenerałowa posłyszawszy fortepian ukazała ręką na drzwi. Zamiński rozparty pozostał na kanapie zamyślony,