Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że to zgadnę. Serce siostry ma jasnowidzenia jak macierzyńskie. Ty się w kimś kochasz. Dwa razy widziałam cię wchodzącego do kamienicy w której mieszka Mańczyńska, bawiłeś tam długo? stałam i czekałam na wyjście twoje!
Porwał się Zygmunt z sofy, zagniewany.
— Cóż to szpiegujesz mnie? — zapytał z gniewem, — nie jestem że panem mojej woli?
— Szpieguję cię, bo kocham, — rzekła spokojnie siostra.— Nie gniewaj się — wytłómacz.
— Z czego się mam tłómaczyć!— odezwał się porywczo brat. — Z czego! Manczyńska chce mnie mieć do syna. Tym sposobem radaby ojcu zawdzięczyć co mu winna. Jest kobieta biedna.
— Tak, — przerwała Lucia, — i przypominam sobie żeś mi mówił iż ją piękną znajdujesz!
Zygmunt się zaczerwienił mocno.
— Pleciesz nie do rzeczy! — krzyknął. — Ja tego nie lubię.
Z zimną krwią wytrzymała wybuch gniewu Aniela.
— Kochany mój, — dodała, — zły to znak, że cię tak oburza co ja mówię. Ja się tych stosunków wprost boję i tej kobiety dla ciebie, tyś młody, ona zalotna; mogłeś się jej podobać, piękną rolę grać będziesz w domu. Mówię ci otwarcie. Zygmusiu! dla syna Zarzeckiego to nie jest miejsce.
Zmilczał pan Zygmunt, patrzał w okno, po chwili dodał gniewnie.
— Pleciesz, jesteś kobietą, nie rozumiesz nic, a chcesz sądzić.
— Zygmusiu — kocham cię i przestrzegam. Instynktowo lękam się tej kobiety. Zdala ją widziałam, to uoso-