Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zarzecki z miną cale dumną, podstąpił nieco i skłonił się. Dobył papiery z kieszeni.
— Przychodzę do pani, jako egzekutor woli nieboszczki podkomorzynej, — odezwał się. Święta pani ta moja miała we mnie zaufanie, oddała mi i powierzyła do wiernych rąk, do woli i dyspozycyi wszystko co uzbierała długiem życiem, i chciała aby się to wnukom dostało, ale nie na roztracenie marne, tylko na wieczny pożytek.
Uczynili mnie ludzie złodziejem, rozbójnikiem, znęcali się nademną, musiałem milczeć, dopókim nie zrobił tego co nieboszczka mieć chciała.
Bogu Najwyższemu niech będą dzięki, dziś wszystko spełnione, potwierdzone — zapisane, niewzruszone. Jam czysty!
Oto rachunki poświadczone, urzędowe. Nie uroniłem grosza, com zrobił to moim kosztem, oddaję wszystko jak wziąłem...
Pani Manczyńska słuchała, a choć chwila dla niej była uroczysta i wielkiego znaczenia, oczy jej zatrzymywały się więcej na synu niż na ojcu. Widać było lekkie drżenie w jej twarzy.
Stary skończył i papiery jej wręczył, ręką się wziął w bok i stanął dumny. Miał do tego prawo.
— Wierz mi pan, — odezwała się głosem pieszczonym pani Idalia — ja, ja nigdy go nie posądzałam, ja nie byłam przyczyną.
— Bóg z wami! — odparł stary, przebaczam wszystkim! skończone dziś wszystko — jam czysty!
Com ucierpiał, to Bogu ofiaruję za grzechy moje.
Stary skinął już na syna aby odchodzić, gdy zmięszana pani postąpiła kilka kroków.
— Ale to tak się skończyć nie może, — odezwała się,