Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednym z pierwszych, którzy mieli szczęście oglądać ją w żałobie, a było jej w niej cudownie pięknie — był wezwany bilecikiem z czarną ramką szeroką, hrabia Zamiński.
Ocierając łzy, które już wszystkie wypłakała, jak mówiła piękna pani, oświadczyła hrabiemu to, co już wprzód mówiła otaczającym ją, że chce się cała poświęcić dzieciom, że do zgonu opłakiwać będzie biednego, poczciwego swega Onia, którego jej nic w świecie zastąpić nie może.
Hrabia miał być jej pomocą w spełnianiu macierzyńskich obowiązków.
Dołożyła zaraz że z guwernera niemca do syna była bardzo niekontenta i że go zmienić musi, a być może iż rady i pomocy hrabiego w tem potrzebować będzie. Ofiarował się hrabia Ludwik postarać o nauczyciela, na co mu żywo odpowiedziano, że pani miała już coś obmyślanego, o czem później będzie mowa.
Właśnie gdy się to działo, i opieka nad wdową i dziećmi już urzędownie naznaczoną być miała, dnia jednego rano bardzo wpadł stary Zarzecki do córki.
Pora była tak wczesna a fizyognomia starca tak dziwnie zmieniona, promieniejąca, jasna, napiętnowana jakimś wyrazem niezwyczajnym radości, szczęścia, że Lucia na widok wbiegającego w rozpiętej sukni, z uśmiechem na ustach, czapką na bakier, przelękła się i pobladła, serce się jej ścisnęło, bo nadzwyczajne to wesele przypisywała nałogowi, któremu stary Zarzecki był podległy.
Ten przestrach na twarzy dziecka, uderzył pana Jakóba, posunął się ku Luci, biorąc ją za głowę i zawołał:
— Teraz Panie odpuść sługę swojego! Dożyłem najszczęśliwszego dnia w życiu mojem. Cieszcie się i radujcie. Hosannah! — Luciu — Bóg łaskaw i wielki, niewinność moja na jaw wychodzi!