Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Spodziewam się, że, do widzenia w Warszawie. Rachuję na to.
Poczciwy pan Onufry, który miał nieograniczone w żonie zaufanie i w swą piękność wierzył mocno, na te wszystkie przymilenia dla pana Zygmunta najmniejszej nie zwracał uwagi. Zarzecki był dla niego figurą niewiele wyżej stojącą od kamerdynera. Widząc uprzedzającą grzeczność pani Idalii dla niego, kładł ją na rachunek pożądanego przejednania.
Przez myśl mu nawet przejść nie mogło, by piękna Idealia miała fantazye i potrzeby serca, które miłość jego tak nieograniczonem poddaństwem zaspakajała.
Od niejakiego czasu panna Drobisz spoglądała na niego z rodzajem szyderskiego politowania, lecz i tego pan Onufry dostrzedz nie mógł, przytem zajęty był tak mocno teraz dobrami białoruskiemi, i zdawało mu się iż tak pracował z tego powodu, że na nic innego mu już czasu nie stawało!
Jak tylko państwo Du Royerowie wyruszyli do Warszawy, pani Idalia natychmiast też wybierać się zaczęła i napędzać męża, aby mieszkanie najął i wyjazd przyśpieszył.
Zygmunt nawet w oczach państwa Du Royer, ostatniemi czasy zmienił się wielce. Postrzegli że był zamyślony, smutny, roztargniony, i jakby w niezgodzie z sobą samym.
Dawniej był to wesoły towarzysz dwóch chłopców, z którymi nawet po dziecinnemu swawolić umiał, teraz spoważniał nagle i to co go bawiło, stało mu się obojętnem.
Podróż do Warszawy odbył nie wspomniawszy pra-