Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mną goniłaś tutaj! Któż ci mógł wskazać że ja tu jestem?
— Ja nie wiedziałam o tem, przypadek nas z sobą zbliżył, kochany ojcze, i dziękuję temu szczęśliwemu trafowi.
— Ale nie mogłaś od matki odstąpić? — odezwał się Zarzecki, ja powiadam ci, musiałem, ty powinnaś była krokiem od niej nie ruszać.
Aniela nie mogła mówiąc mu od razu wszystko, przybić nieszczęśliwego, spojrzała nań milcząco, nie śmiejąc się odezwać, i dodała po chwilce.
— Pozwolisz mi się odprowadzić kochany ojcze — tam pomówiemy obszerniej.
— Ty? mnie, odprowadzić? — wtrącił zmięszany Zarzecki, — ale ja w takiej dziurze mieszkam, że nie mam własnego kąta. — A ty?
— Ja, nieosobliwe też mam schronienie — odezwała się Lucia — ale jeśli ojciec zechcesz do mnie.... Tu w ulicy rozmówić się niepodobna, a ja ojca nie puszczę.
— Ani ja ciebie, kiedy Bóg dał żem cię spotkał, — rzekł Zarzecki. — Prowadź mnie, jeśli się nie wstydzisz że obdartus jakiś pójdzie za tobą.
Stary ze łzami w oczach patrzał na córkę; westchnął i powtórzył.
— Wszystko by to było dobrze, ale jak ty mogłaś tak biedną matkę zdać na obce ręce!
Zbyła go Aniela milczeniem znowu — pośpieszając z nim do swego mieszkania, a idąc myślała tylko jak powiedzieć potrafi to co musiała mu wyjawić; kryć to co się w domu stało nie było podobna, dziś czy jutro Zarzecki dowiedzieć się był powinien o śmierci żony.
Weszli tak nie mówiąc prawie do siebie, do izdebki