Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogli poszukiwać prawnie gwałtu, dokonanego w ich domu, sprawa pokrytą została milczeniem.
We dwa dni potem odbył się skromny pogrzeb starej Zarzeckiej, za którym, oprócz dzieci i kilkunastu osób ze wsi, szli tylko państwo Du Royerowie.
O starym ani słychać nie było.
Hrabia Zamiński już pod koniec obrzędu przystawił się także i pokazał przy mogile.
Onufry wahał się długo, lecz mu w ostatniej chwili odwagi zabrakło, i konie wyprządz kazał.
Tajemniczo, niepostrzeżona, zakwefiwszy się panna Barbara Drobisz, pojechała także, aby być świadkiem, jak się pogrzeb odbędzie i donieść o tem pani, za której przyzwoleniem wycieczkę tę zrobiła. Stara panna pozostała, jak była, nieubłaganą nieprzyjaciołką rodziny.
Los biednej Zarzeckiej wcale jej nie rozczulił. Dobrze im tak, niech nie wojują, dowojowali się czego chcieli! Tony sobie jakieś dawała ta hołota, a jak starościc przyjechał, pan Zarzecki aż drapnął. Na złodzieju czapka gore!
Tak myślała w drodze, wracając z pogrzebu panna Drobisz, a gdy ją zawołano do pani dla raportu, w tym tonie też rozpoczęła swe opowiadanie. Zdziwiła się mocno gdy po pierwszych słowach p. Idalia wtrąciła.
— Tylko proszę cię Basiu, bez tych przekąsów, nieszczęście ma swoje prawa. Ja nie lubię tego twego tonu.
Drobisz nadto była siebie pewną, aby się z panią potrzebowała maskować.
— Przyznam się paniunci, że co prawda, to prawda ja też mam serce, ale ci ludzie go niewarci. To tałałajstwo a nosy drą, i po wszystkiem.
Surowe spojrzenie pani zamknęło jej usta i panna w zły humor wpadła.