Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z trzema ludźmi wiejskimi, gdyż ostrożny p. Onufry dworskich brać zabronił. Jak tylko zobaczył ich starościc, wstał z ławy i gorączkowo począł się oryentować, szukając drogi ku dworkowi.
— Dziadunio mi daruje — odezwał się w ramię go całując widocznie strwożony Onufry, że ja mu towarzyszyć nie mogę.
— Pójdę sam! krzyknął stary.
Więckowskiemu także niebardzo się chciało na tę wyprawę, ale pan kazał, musiał. Ludzie idąc, to śmieli się, to dziko poglądali na zaperzonego starca.
W progu domu stojąca blada i zapłakana Aniela, zobaczywszy powracającego starościca z pisarzem i ludźmi, nie czując już w sobie sił do nowej walki, wbiegła do izby matczynej i zaszczepnęła się ze środka.
Jedną więc Łukowę zastali w sieniach, przestraszoną, niemą, i natychmiast starosta, nawykły po dawnemu do rozporządzania się bezwzględnego na swojej ziemi, rozkazał trząść dom cały. Sam poszedł z ludźmi do dwóch izb otwartych, kazał drabinę przystawić na wyżki, szukać w lochu, a że alkierz Zarzeckiego na kłódkę był zamknięty, odbito ją, strzęsiono go, nie znaleziono nigdzie nic. Naostatek uparty Szumiński, począł się dobijać do drzwi zamkniętych chorej. Więckowski napróżno się go starał powstrzymać, zaręczając, że tam leżała oddawna niewstająca z łóżka Zarzecka. Odepchnął go starościc.
Wewnątrz słychać było tylko szlochanie Luci i płacz z krzykiem rozdzierający serce. Stary, który był niemal oszalał, nie zważając na nic, drzwi kazał szturmować.
Wśród tej napaści i wrzawy, z wnętrza dobył się nagle jeden dziki, straszny głos, który przeraził wszystkich. Starościc nawet stanął wryty. Lecz po chwili umilkło