Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pracy i oszczędności, a w końcu bąka takiego ustrzeliła. Gdym u niej był ostatni raz, miała ochotę mnie powierzyć wszystko, z tem, ażebym ja połączywszy to z moją fortuną zrobił majorat dla Manczyńskich. Nie byłem od tego, majoraty są rzeczą ładną, anglicy, którzy ich używają, mają dużo rozumu. Szanuję wielce anglików. Nie byłem od tego, ale na to potrzeba było i czasu. Żądałem też aby Manczyńscy połączyli nazwisko swe z naszem i pisali się Manczyńscy-Szumińscy, herb Prus pierwszy włączając do swojego. Na to jakoś nie było zgody, i rozeszliśmy się z nieboszczką. Ale wyraźną wolą jej było, aby kapitały do moich się rąk dostały. Wszakci to potem wszystko będzie wasze!
— Pan Onufry na tak wyraziste zapewnienie rzucił się do ucałowania ręki. Serce mu biło mocno. Gotów był nazwisko Szumińskich i herb Prus przyjąć, wcielić, byle zarazem wcieliła się fortuna, której on dla Idzi i dla siebie potrzebował.
Starościc pomilczał trochę.
— Muszę też asindziejowi powiedzieć, — odezwał się, żem popasając w miasteczku przypadkiem natrafił na Zarzeckiego.
— A? — zapytał Onufry ciekawie, i mówił pan starościc z nim?
— A jakże? — Mówiłem mu do sumienia, do przekonania, ale co to! groch na ścianę!!
Myślę, że jutro jeszcze poprobujemy go wezwać i ja go przyprę... Musi być w domu?
— Nie wiem, bo ja go nie widuję, — rzekł Onufry — ale dowiedzieć się łatwo.
— Pozwolisz asindziej, że ja tu jutro u niego wypocznę — odezwał się starościc, weźmiemy go na spytki, przy-