Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierzch narzuconym surducie. I na nim i na fraku widać było gwiazdę Bożogrobską w dwu różnych egzemplarzach, paradnym i powszednim.
Oznajmiono pana starościca Szumińskiego, Basia z tąż wiadomością przyleciała do pani.
Odwiedziny dziadunia, słynącego z bogactw brata podkomomorzynej, który białoruskie swe dobra mógł zapisać!.. poruszyły jak manna spadająca z niebios.
Co żyło biegło przyjmować.
Pan Onufry nie tknąwszy szczotek poobiednich, któremi po spoczynku chwilowym, zawsze był zwykł włosy porządkować, wyleciał na spotkanie.
Staruszek uściskał go czule.
— Widzisz asindziej, — rzekł — stary, słaby, zwlókłem się do was! do tego miejsca, które mi moją jedyną siostrę przypomina!.. Chciałem was raz jeszcze przed śmiercią uścisnąć.
Ten uścisk taki czuły, był rzeczą zdumiewającą, bo starościc dotąd familii znać nie chciał.
— Sumienie go ruszyło! rzekł w duchu p. Onufry i zajął się lokowaniem starego, chcąc mu naprędce poduszkę nawet podłożyć, ale starościc rad był krzepkiego jeszcze udawać, i zaprotestował.
Pani zaledwie się w zwierciadle przejrzawszy, w całym majestacie wdzięków swych ciągnęła już do salonu. Starościc był galant i powitał ją z rozrzewnieniem.
Basia tymczasem biegała, cały dom poruszając do wnętrzności jego, dobywano liberye, srebra, lichtarze, lampy, wszystko co się w najuroczystszych dniach wydobywać było zwykło.
Obiegała wieść po kredensach, że ten starzec, który umierającemi z suchot końmi i odartą landarą zajechał przed