Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 02.pdf/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy zgięta wpół, nie mogąc już chodzić tylko o kiju, coraz zaczęła być niespokojniejszą o siebie podkomorzyna, powołała parę razy prawników chcąc uczynić jakieś rozporządzenie.
Słynęła z bogactw, juryści więc wezwani musieli jej ciężkie stawić warunki i zapewne korzystać chcieli z tej zręczności.
Wszystko cokolwiek zamierzała uczynić wymagało czasu, formalności, prośb, starania. Staruszce nie chciało się na same przygotowania rozpraszać pieniędzy, gniewała się i nic nie robiła, coraz nowych powołując doradzców.
Zeszło na to dużo czasu, choroba starości i znużenia zmusiła położyć się do łóżka. Napróżno zaklinał ją Zarzecki aby wezwać doktora, uparła się pić jakieś ziółka i smarować tłustościami. O doktorze żadnym słuchać nie chciała.
— Ani mi się waż go sprowadzać! Jeszcze czego nie stało! Potem płać aptekarskie rachunki. Godzina śmierci przeznaczona, żaden na to doktór nie pomoże.
Gdy coraz widoczniej siły uchodzić zaczęły, zlękła się snać podkomorzyna iż czasu jej nie stanie na dokonanie ostatniego rozporządzenia. Z niezmiernym pośpiechem pracowała nad czemś potajemnie z Zarzeckim, kazała mu wszystkie rejestra i notatki popalić, posyłała go, dysponowała, miała naostatek za jego namową robić jakiś testament; już posyłano po rejenta, gdy nagle życie skończyła.
Niepokój może zgon przyśpieszył, gdyż w nadzyczajnej była obawie, aby wnuk majątku po niej nie pochwycił do rąk swoich.