Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie śmiała tylko badać, bo wiedziała jak pani nie lubiła być odgadniętą. Począwszy od sukni czarnej, w której pani Idalia wydawała się niezmiernie dystyngowaną, ale zarazem może zbyt poważną, aż do leciuchnej blado-lila i koloru morskiej fali z białemi koronkami, rozumowano nad wszystkiemi, próbowano nawet kilku, w końcu zmęczona hrabina rozpłakała się z niecierpliwości i zezwoliła na ver de mer. Na główkę miała włożyć maleńki stroik z roślin wodnych, który przypadał do sukni. Była w tem jak zawsze ładną laleczką, Ondyną do obrazka, ale jej brakło, jak zawsze, duszy coby promykiem swym rozświeciła blade widmo. Pan Onufry przypuszczony do oglądania toalety, znalazł swą panią zachwycającą, całował jej rączki, i trochę humor swemi pochlebstwy poprawił.
Basia przysięgała że anielskiej pani nigdy tak cudownie piękną nie widziała.
— Szkoda, — dodał mąż, że u Du Royerów to wszystko stracone prawie, bo oprócz starego gospodarza i tego kuzynka pewno nie będzie nikogo, a ty godną jesteś aby tłumy przed tobą klękały.
Najdrobniejsze akcesorya stroju z równą troskliwością jak ubiorek na głowę były dobrane, pani już siedziała w powozie, gdy jeszcze posłała do Basi po inną parę rękawiczek, gdyż ta którą wzięła niedosyć harmonizowała z suknią.
Przez całą drogę pani Idalia była milczącą, bo się niezmiernie lękała aby suknia się nie pomięła; pan Onufry musiał siedzieć boczkiem i cygara nie palił, ażeby dymek nie uczepił się gdzie jakiej falbanki.
Naostatek powóz stanął szczęśliwie u ganku, na którym oczekiwał już stary Du Royer, oba jego synowie, domniemany kuzyn i wcale niespodziewany hrabia Zamiński.