Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żeby to było co poczciwego, — mówiła w duchu, nigdyby się z biedy nie wygrzebało, ale łajdactwo wybrnie zawsze. Córunia się do hrabiego wyszczerzy, synalek kto go wie jakiem się zabawia rzemiosłem. Już kiedy tak paraduje, dając rodzicom zgłodu mrzeć, to lala być musi dobra...
Odebrała przykazanie Łukowa, wraz z drugim kieliszkiem, ażeby się wywiedziała, gdzie ten panicz przesiadywał i co robił i t. p.
Około biednej chałupy plątały się tak przeróżne sieci dokoła.
Pan hrabia Zamiński odjechał też ztąd z postanowieniem pomyślenia o losie Zarzeckich... Rozmaite plany snuły mu się po głowie. Zabrać ich do siebie na wieś — ani mógł, ani chciał. Było to dlań niepodobieństwem. Czuł też że nazbyt porywcze i natarczywe zaloty do panny na nic się nie zdały. W tem położeniu w jakiem była rodzina, osamotniona artystka potrzebowała pociechy, towarzystwa, musiała być wdzięczną za pomoc — bezinteresowną. Spodziewał się ją pozyskać nie gwałtownie nastając, ale powoli idąc dla zjednania jej serca. Rachował na fantazyę artystki, na młodość, niedoświadczenie, a potroszę na wyższość swoją. Słowem chciał zawiązać stosunki, nie wywołując skandalu.
Od miasteczka do niego nie było daleko, osadzić Zarzeckich w niem, posyłać co potrzebowali do życia, mogło nie bić zbytnio w oczy. Rozmaite interesa często go powoływały do mieściny.
Wracając z Żabiego zboczył umyślnie, aby się tu rozpatrzeć.
Faktor przystawił się natychmiast.