Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnie w tych dniach, gdy i Zygmuś przywiózł pieniędz y i Lubliner ich pożyczył, Łukową wzięła Lucia do pomocy, aby cokolwiek wypocząć.
Lecz choćby była nie u Zarzeckich a bodaj w kościele, na zawołanie do dworu musiała lecieć, aby jej nie prześladowano. Przez wójta nakazała panna Drobisz aby Łukowa była koniecznie.
Stara przybiegła do dnia.
— Co to ja ciebie tak dawno nie widzę, — poczęła panna, — czy już zupełnieś na służbę przystała do tej hołoty... Co tobie po niej!
Od kieliszka wódki poczęła panna Barbara i badała starą.
Śpiewała więc, podochociwszy się, komornica, że Zarzecki do miasta chodził do Lublinera, że dostał pieniędzy, że pannie trafiało się miejsce u żyda (co nadzwyczaj uśmieszyło pannę Drobisz), naostatek że syn Zarzeckiego przyjeżdżał i pono pieniędzy dał, bo gdzieś niedaleko ma kondycyę.
Wszystko się w ten sposób wyjaśniało. O syna poczęła panna rozpytywać mocno, ale Łukowa nie wiedziała więcej nad to, że kędyś niedaleko służył, i że chłopiec był piękny jak malowany.
— Proszę paniusi, — mówiła Łukowa, — bodajem tak do jutra nie dożyła jeżeli kłamię, ale ten ekonomski syn tak wygląda, jak panicz. Śliczności chłopiec, i het, kole niego tak porządnie co się zowie, że i przy zegarku i w kapeluszu, i tak się patrzy na ludzi, jakby panował! Tak mi Boże dopomóż!
Śmiała się z Łukowej panna, ale ciekawość jej była zaostrzoną. Wszystko o czem się dowiadywała, gniewało ją mocno.