Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wania, nie zraził się chłodem, a sam dosyć zimno i z obrachunkiem przystępując do odegrywania passyi, nie spostrzegł się gdy się stał jej niewolnikiem. Wdzięk niewieści, młodość, naostatek pewna oryginalność i śmiałość w obejściu, podziałały nań bezwiednie. Przywiązał się, nie mógł zapomnieć, odepchnięty uparł się zdobyć jeśli nie serce, to kobietę samą. Miłość własna podżegała namiętność.
Gdy panna Aniela znikła nagle z horyzontu, na którym błysnęła jasną gwiazdą króciuchno, hrabia nie mógł się powstrzymać by nie śledzić, nie dowiadywać się co się z nią stało. Naostatek pogonił za nią.
Zjawienie się jego zdziwiło, przestraszyło i rozgniewało Lucię, potem natchnęło ją tą rozpaczliwą myślą ratowania się ofiarą siebie samej. W pierwszej chwili nie rozmyśliła się nad tem co uczyniła, teraz dopiero postać groźna ojca, twarz brata, który ją kochał i uwielbiał, stawały przed nią straszne, wyrzucając jej płochą porywczość i nierozwagę...
Nie uszło jej oka że hrabia, chociaż chwycony za słowo, zdawał się gotów wziąć na siebie ciężar całej rodziny, był tem więcej zakłopotany niż szczęśliwy i wycofawszy się raz, mógł nie powrócić więcej — to ją nieco uspokajało.
Tegoż dnia o zmierzchu zjawił się drugi gość, pan pisarz Więckowski, tym razem przybywający bez huku i krzyku, odchrząknął tylko mocno i kaszlnął w sieniach aby go ktoś usłyszał, i stary Zarzecki z różańcem się zjawił. Zobaczywszy pisarza, stał niemy, czekając co powie.
— Dobry wieczór panu, — rzekł kłaniając się poseł — mam słóweczko.