Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nim zdziwiona pani spytała o przyczynę tego rozgorączkowania, panna Drobisz już jej szeptać poczęła.
— Wie pani co hrabia Zamiński robił popołudniu?
— Chory na migrenę!
— Gdzie tam! komedya! wykradł się z parku na czułe rendez vous z panną Zarzecką!
Idalia się zarumieniła, uczuła gniew, nie mogło ją nic więcej oburzyć nad to że śmiał, czułe robiąc do niej oczy, strzelać niemi i myślami gdzieindziej.
— To zie może być! — odezwała się porywczo.
— Na moje oczy widziałam! jak panią szanuję!
— Cożeś widziała?
— Jak się podkradał pod chałupę, mało nie pół godziny tam był i wyszedł z niej jak pijany... Do kogóż mógł tam chodzić?
Pani Manczyńska przypomniała sobie że o pannie Zarzeckiej w salonie była rozmowa. To potwierdzało domysły Basi. Zagryzła piękne usta.
— Proszę cię, — odezwała się zimno — co nam do tego! Ale nie powiem żeby to było ładnem, iż przyjeżdża do nas z wizytą, aby tu u nas zawiązywał jakieś intryżki...
Pani przeszła się parę razy po swym pokoju, niecierpliwą rączką przestawiając krzesełka, główkę miała spuszczoną, dotknęło ją to widocznie.
— W moim domu, — szepnęła głosikiem drżącym, — to mi się wcale nie podoba...
Panna Barbara się rozśmiała.
— Tylko na miłość Boga, — rzekła całując ją w rękę — niechże pani mnie z sekretu nie wydaje i nic z tego nie robi. Czy to pierwszy raz się co podobnego dzieje. A pan Floryan, proszę pani, co jeździł zawsze z uszanowaniem do