Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tkiem obleczoną ale pełną odwagi twarz zwróciła ku niemu.
— Wiesz pan położenie moje, nasze, — wyrzekła — ale go nie znasz w całej jego rozciągłości. Matka moja potrzebuje opieki, starań, lekarza — może być ocaloną jeśli ją lepsze niż moje niedołężne staranie otoczy. Ojciec mój — najzacniejszy z ludzi, jest złamany doznanemi nieszczęściami, ja nie mam nic nad te dwie ręce bezsilne, które snuły poezją a pracować nie umieją! brat Zygmunt uczy się o razowym chlebie...
Chcesz pan ciężar mojej rodziny całej wziąć na siebie?
Głosu jej zabrakło na dokończenie tego co powiedzieć chciała — hrabia się mógł domyśleć reszty. Z oczów jej płynęły łzy, a ręka któremi otrzeć je chciała była bezsilną i drżącą.
Jeszcze się hrabia nie zebrał na odpowiedź, gdy drzwi z drugiej strony otwarły się zwolna i przez nie ukazała czerstwa twarz Zarzeckiego i jedna ręka obwinięta różańcem. Zobaczywszy córkę na rozmowie z nieznajomym i wytwornie ubranym młodym jeszcze mężczyzną, pan Jakób jakiś czas stał niepewien czy ma wyjść, pytać, wtrącić się do tej roznowy, lub cofnąć. Lucia, która go już zobaczyła, zwróciła się ku niemu śmiało.
— Pan hrabia Zamiński, — odezwała się nie zważając na pomięszanie gościa, który nie spodziewał się być tak pochwyconym — dawny mój znajomy z koncertów jeszcze... Dowiedział się przypadkiem że tu jestem i był tak łaskaw...
Zarzecki jzk stał licho i oszarpano odziany, z różańcem w ręku, wyszedł powoli i skłonił się od stóp do głów opatrując gościa dosyć podejrzliwemi oczyma.