Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! ja i bez tego gotówem co panna Barbara rozkaże, — rzekł Więckowski — choć z tym starym pijakiem niełatwa sprawa, ale już jakoś by się zrobiło...
— Jednej rzeczy by mi tylko żal było, — dołożyła panna, że cokolwiek by się zażywili! Niech by to z głodu pozdychało, bo ja panu jeszcze raz powiadam — oni winni że państwo w interesach i że te kapitały ich nie doszły! Stary Zarzecki wiedział o wszystkiem, mówię taki że umoczył w to rękę, to umoczył!
Więckowski tylko głową potwierdzał zdanie panny Barbary, która wziąwszy do serca mocno nabycie dożywocia i zrobienie siurpryzy, postanowiła z panem o tem pomówić.
Niecierpliwa, zaraz po wyjściu pisarza zaczęła myśleć jakby się najprędzej widzieć z panem Onufrym na osobności. Dnia tego już to było niepodobieństwem, bo z salonu go wywoływać nie chciała, a później dostąpić było trudno. Nazajutrz więc rano dopiero, poszła wprost do pokojów pana Onufrego o tej godzinie, gdy zajęty toaletą, nikogo nie przyjmował. Panna Barbara miała do niego i do pani wstęp zawsze.
Małżeństwo, wedle cudzoziemskiego zwyczaju, miało osobne apartamenta i dwór oddzielny. Pan Onufry często nawet męzkie towarzystwo przyjmował u siebie, bo miał salon kawalerski i kilka pokojów, z wielkim urządzonych gustem. Odznaczała się szczególniej sypialnia i garderoba, w której się ubierał, a ubranie, jak u elegantki, stanowiło u niego ważną życia chwilę.
Domyśleć się łatwo że mąż tak pięknej pani brzydkim być nie mógł i że dla wdzięku, jakim go pan Bóg obdarzył, miał poszanowanie wielkie, pielęgnując go starannie. Był to mężczyzna więcej niż miernego wzrostu, bar-