Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

laty tak zwany folwark, zapewne bardzo dawno zbudowany, z dachem pogarbionym, wysokim, podzielony w środku sienią na przestrzał, i składający się po jednej i drugiej stronie z dwóch izb z alkierzami. Mała, przypierająca doń przybudówka mieściła składy, a oprócz niej była szopka dla koni i bydła, w której dziś jedna się tylko krowa chuda mieściła.
Wiadomo było powszechnie, że Podkomorzyna umierając, miała zamiar najwierniejszemu słudze naznaczyć dożywotnią pensyę, ale stało się, że umierając, tak zajętą była rozporządzeniem tem co miała (w sposób dziwnie tajemniczy), iż czasu jej nie starczyło na to rozporządzenie.
Zarzecki, mało płatny, dużo stosunkowo poświęcający na wychowanie dzieci, nie zebrał sobie żadnego zapasu, ufał że pani o nim nie zapomni i z głodu mu umrzeć nie da. Stało się inaczej i został bez grosza we dworku z ogródkiem.
Około jego mieszkania widać już było ubóstwo wielkie: płoty się ledwie trzymały, dach był mocno uszkodzony i poprawiany licho, wszystko dokoła w zaniedbaniu i nieładzie.
Wszedłszy do dworku, w prawo, była naprzód izba większa, przeznaczona niegdyś do przyjmowania obcych ludzi, lecz ci teraz nigdy tu nie bywali. Ubóstwo ma przyjaciół mało. Stała ona prawie pusta, bo nikt się jej uporządkowaniem i ozdobieniem nie zajmował. Stara, odarta kanapka, stół bez okrycia, kilka krzesełek, z których ani jednego całego nie było, komoda niezgrabna, na niej krucyfiks i dwa zeschłe bukiety kwiatów, piec zabrukany, na ścianach Chrystus i kilka religijnych obrazków, czyniły pokój gościnny nad wyraz smutnym, jakby opuszczonym. Podłoga też pobutwiała w kilku miejscach, przejście prze-