Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry, walący się dwór, w którym przemieszkiwała do końca życia Podkomorzyna. Teraz śladu go już nie było, bo grat ten, szkaradnie wyglądający, bez miłosierdzia wywrócić kazano. W miejscu jego bujniej teraz na nowym trawniku rosły chwasty, niedające się wykorzenić.
Nieopodal od tego miejsca znajdował się (za parkanem) domek z ogródkiem i kawałek sianożęci, dożywociem dany, prawnie i dokumentnie, staremu słudze Podkomorzynej, panu Jakóbowi Zarzeckiemu, o którym słyszeliśmy opowiadanie pana Wincentego.
Ta «obrzydła chata«, jak ją nazywano we dworze, na którą pani Idalia patrzeć nie mogła, jakby jej na przekorę mieściła się tuż pod parkiem, siedziała jej pod bokiem, śmierdziała i zawadzała. Wyrugować zaś z niej gracyalisty nie było sposobu, ani prośbą, ani groźbą, prawo miał za sobą.
W skutku podejrzeń, że stary sługa Podkomorzynej coś o jej zniknionych kapitałach wiedzieć musiał, chcąc go potrosze mieć na oku, niebardzo się pozbywano człowieka, z innych względów niecierpianego i nieznośnego dla państwa Manczyńskich.
Chodziły o ukryciu, przekazaniu tych sum bez śladu gdzieś utopionych, wieści najdziwniejsze, a choć nie przypuszczano, aby je mógł stary Jakób zagarnąć, domyślano się, iż wiedzieć o nich niezawodnie musiał. Nic z niego jednak wydobyć nie mogło, żadnej wskazówki; milczał uparcie; grożono i dręczono go napróżno, odpowiadał ciągle jedno.
— Nieboszczka zrobiła co chciała, a przedemną, sługą, spowiadać się nie miała potrzeby.
Owa «obrzydła chata«, biedne schronienie zubożałego gracyalisty, znajdowała się tuż pod parkiem. Był to przed