Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mrucząc poszedł z Kuternogą. Widać potem było jak w stancyi gościnnej gospodarz okna otwierał, trwały oględziny dosyć długo, a gdy p. Karol sam już do pana powrócił, oświadczył mu kwaśno, że jużci z biedy przenocować można. Stancya niczego.
Zapytał pan jeszcze czy nie śmierdzi, nos miał widać czuły: odpowiedział na to Karol, że on znowu takiego nosa nie ma, żeby tam zaraz wszystko zwąchał. Chwilkę wahanie i namysły trwały jeszcze, kazano zajeżdżać.
Gość wprost poszedł do obiecanej — stancyi niczego.
Znalazł ją nadspodziewanie dobrą, czystą i przyzwoitą. W istocie, jakeśmy mówili, Kuternoga starał się pokoik utrzymywać jak najschludniej. Łóżko było bejcowane, kanapka pociągnięta ciemnym perkalem, stół niezbyt poplamiony i czerwoną z szafirowem serwetą przyodziany.
W izbie stało geranium i przyschły gwoździk, na ścianie wisiało zwierciadełko w ciemnych ramach z paskiem złoconym. Czegóż można było żądać więcej od karczemki, na partykularzu??
Kuternoga sam uczuł się w obowiązku czynić honory, stanął u drzwi. Piękny pan przeszedłszy się parę razy po izdebce, z uwagą mu się przypatrywał. Wzrok ten badawczy nie uszedł oka Wicusia.
— Acan tu dawno? zapytał.
— Ja? w okolicy tej jestem od młodych lat, jaśnie panie, a na arendzie też już kilka. Tutejszy jestem i... (to było trochę za śmiało) Żabie jeszcze za nieboszczki pani Podkomorzynej znałem bardzo doskonale; nawetem się z panną z jej dworu ożenił.
— A! a! rzekł sucho gość.
Nastąpiło milczenie, w ciągu którego, niby odwracając rozmowę, Kuternoga się zapytał, czy samowar potrzeba