Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na tej, napozór lichej, niepoczesnej karczemce, Wicuś pieniądze robił i kabzę nabijał; wszyscy o tem wiedzieli, chociaż się z t m nie popisywał.
Nie mogło też być inaczej, bo Wicuś był przebiegłym, nielitościwym, śmiałym, nocy nie dosypiał, we dnie nie spoczął, nie dojadł, a na grosz, nie żałując potu, pracował.
Nigdy go nikt próżnującym nie widział, robił coś zawsze. Zdawało się czasem, jakoby to nie z potrzeby i rachuby pochodziło, ale z nałogu i jakiejś gorączki wewnętrznej, spocząć mu nie dającej. Pierwszy na nogach z rana, całą noc spał jednem okiem i na najlżejszy szelest wstawać był gotów, odrazu przytomny, jakby nie usnął wcale. Żonie z nim było jeszcze jako tako, bo choć jej robotę przypominał ciągle i nastręczał, ale złego słowa nie powiedział nigdy. Sługi za to z pyszna się miały: mało który stróż lub dziewczyna wytrwali długo u niego, bo próżnować nie dawał, a gderał okrutnie.
A było co robić, bo karczma się nawet w najgorszy czas i w roztopy nie zamykała nigdy. Stróż nieustannie musiał być przy stajni, sługa w izbie, to około dziecka, którego jejmość, siedząc za stołem, nalewając, krając, odbierając zapłatę, pilnować sama nie mogła; — to na posyłki. Prócz tego miała do dozierania dwie krowy i coś nierogacizny; chowały się też kury, kaczki i gęsi, na które pilne mieć było potrzeba oko, aby z blizkiej kałuży nie wybrały się spacerem na grunta Żabiego lub Wyczółek, na których je nielitościwie zabierano, a nawet i zabijano. Miała Zielona Buda korzyść ze swego położenia, to prawda, ale i niedogodności wiele, niepokój i wojnę nieustającą. Sąsiedzi mścili się za rozpajanie włościan grabieżą, na którą się zasadzali,