Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie powiedziawszy: nie myślimy się przed nim płaszczyć.
Nie wszyscy jednak tak trzymali.
Z Województwa Krakowskiego i Sandomirskiego Myszkowski i książę Dominik, którzy jeszcze pozostali z ziemianami, zwołali swoich, co stateczniejszych, na radę.
— Ja tam nikomu się nie zalecam, ani też kogo boję — odezwał się poufale do Krakowian książę Dominik — a no, co prawda, że my tu w sromotnym sztychu pozostaliśmy. Króla tak odbiedz bez jakiegoś porozumienia, brzydka-by była rzecz.
— I ja tak trzymam — dodał Myszkowski. — Nasze dwa województwa na pobojowisku dały dowody, że nie z tchórzowstwa odmawiają iść dalej.
Zaczęto po wczorajszemu na króla wywodzić zaskarżenia, ale Myszkowski usta zamknął krzykaczom.
— Puste słowa są — rzekł — trzeba myśleć, jak ze czcią z tego wynijść.
Książę Dominik przerwał:
— Posłów należy do króla wyprawić. Nie chce wszystka szlachta ciągnąć z wojskiem, czy nie może; ale wybrać z między siebie pułków kilka, — na to nas stało.