Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W początkach jednak król, tyle mając zajęcia na głowie, nie postrzegł ich braku.
Ciągle prawie przyprowadzano jeńców pochwytanych i słuchano ich doniesień o ruchach Chmielnickiego, o którym w końcu przyszła wiadomość, że, Zborów minąwszy, ku Sokalowi ciągnął. Przestrzegał też mołdawski posłaniec od hospodara, żeby się od Tatarów na baczności miano.
Siłę Chmiela zbiegli od niego liczyli na tysięcy czterdzieści, a drugie tyle chłopstwa gwałtem spędzonego, za którem jeszcze pułków kilka w odwodzie pilnowało, aby się nie rozbiegało.
W końcu już dzień w dzień tyle Kozactwa połapanego przyprowadzano, iż wątpić nie było można, że rychło się z Chmielem spotkać przyjdzie, król rozkazał obwołać i otrąbić, aby wszystko było w gotowości do wymarszu.
Lecz, nim się jeszcze z Sokala wybrano, zaszły wypadki, które położenie podkanclerzego zmieniły i króla zraziły do niego nazawsze.
Codziennie przychodziły, jak mówiliśmy, listy z Warszawy do obozu i z tych szły do królowej. Ostatnie Maryi Ludwiki już nie listami były, ale suchemi notatkami, w ostatku kresy zaczęły przywozić tylko pisma prymasa, wiadomości urzędowe, królowa całkowicie pisać zaprzestała.
Po kilku dniach tego niepojętego milczenia Jan Kazimierz począł najpierw być niespokojnym