Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku swego Potockiego, natychmiast pojechał od chorągwi, zatrzymując się przed każdą, chwaląc, zagrzewając, rozmawiając z dowódzcami.
Cały ten dzień zszedł niemal na lustracyach, a potem na przyjęciu Potockiego i na wojennych naradach. Nigdy króla tak ożywionym i wesołym nie widywano, jak teraz.
Prawda, że połączone siły te, chociaż liczbą nie były znaczne, doborem, pięknością, porządkiem się odznaczały, a składały się w znaczniejszej części ze starego, wytrawnego żołnierza, dla którego walka była chlebem powszednim i pożądanym trudem.
Obóz ten, w którym istotnie nie liczyło się nawet czternastu tysięcy ludzi, na pierwszy rzut oka nierównie znaczniejszą liczbę obiecywał, gdyż tabory dowódzców, towarzyszów, starszyzny drugie tyle miejsca co wojsko same zajmowały.
Gdy się to wszystko rozłożyło i pozajmowało powytykane sobie miejsca jak okiem zajrzeć widać tylko było namioty, chorągwie, szałasy, wozy i tabory. Legło to pod miasteczkiem, w którem królowi w klasztorze mieszkanie opatrzono.
Podkanclerzy też postarał się o to, aby w niewielkiem oddaleniu od niego mógł się z żoną pomieścić.
On także spodziewał się królowi miłą uczynić