Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

posłyszawszy, ukazała się na progu z siostrzenicą.
Podkanclerzy nie zwracając się do żony, podszedł z ukłonem do Jana Kazimierza.
— Szukałem wszędzie w. król. mości — rzekł — bo pilne sprawy z kanclerzem czekają, królowa też dopytywała się, nie wiem jakim szczęśliwym trafem myśl mi przyszła tu zajrzeć.
— Ale ja wprost z monstry jadę — odparł król kwaśno — a niema minut kilku, jakem tu przybył, chcąc panią Sapieżynę odwiedzić. Mogliście się łatwo dowiedzieć o mnie, bo tajemnicy z moich przejażdżek nie czynię.
Radziejowski śmiał się.
— Należała w. król. mości — począł ciągle sarkastycznie, a oczyma na żonę rzucając — należała choć chwila spoczynku po tylu fatygach od rana, około lustracyi pułków.
Król nic nie odpowiadał.
— To się wie — mówił żywo podkanclerzy — co żywiej rozsyłać potrzeba, nie ma chwili do stracenia. Kozactwo Kalinowskiego napiera, a Chmiel pospiesznie na nas ciągnie, aby zebranie się pospolitego ruszenia uprzedził i pobił nas nim ono nadejdzie.
— Województwa zaś, wiadoma rzecz, nie bardzo rade terminu pilnować, i wymówki mieć będą dosyć.