Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozkazy do wyjazdu — posłuchają mnie, nie jego. Zresztą ułożę tak w potrzebie odjazd, ażeby niewiedział o nim, lub się dowiedział za późno.
Rozśmiał się król niedowierzająco.
— Moja pani podkanclerzyno — odparł — nie pochlebiajcie sobie, ażebyście wy go mogli w czem ubiedz. Wie on, zdaje mi się, nietylko każde słowo wasze, ale niemal myśl każdą. Postępujcie ostrożnie... a nadewszystko przed czasem mu się nie dawajcie domyśleć tego, iż macie postanowienie się z nim rozstać. Gdy do tego nareszcie przyjdzie, będziecie musieli do klasztoru się udać, dopóki w Rzymie nie wyrobimy rozwodu. Sprawa ta pociągnąć się może, a tymczasem i dobra zabezpieczyć potrzeba od napaści i zmarnowania.
Wzdychała ciężko Radziejowska.
— Dyssymulujcie — mówił król dalej — chociaż ja to najlepiej wiem, jak trudno dyssymulować, gdy się ma wstręt i pogardę dla człowieka. W takiem i ja jestem położeniu względem niego, bo zdawna mi jest wstrętliwym, a narzuca mi się i nabija tak, iż go się niczem pozbyć nie mogę. Wie bardzo dobrze, jakie mam dla niego sentymenta, ale właśnie, aby mi się naprzykrzać i dojeść mi — nie odstępuje na krok. Próżno się odwracam, uchodzę, nie słucham i nie odpowiadam; zabiera głos, zachodzi ze wszech stron... naosta-