Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wówczas jeszcze rośli ludzie, jak drzewa w lesie, swobodnie, puszczając fantazyi swych gałęzie.
Xięzki ze swym ostrym językiem a dobrem sercem, choć słynął szeroko, nie był jeszcze jednym z tych, co ich sobie w wojsku palcami pokazywano, a o których chodziły legendy takie, że się im wierzyć nie chciało.
Przed wyruszeniem króla z Warszawy, gdy Strzębosz się przekonał, że w chorągwi królewskiej, dla wymaganych od towarzyszów uzbrojeń i wyposażenia, wytrwać mu będzie trudno, odprosił się do wuja i pośpieszył do Lublina. Wuj mu listem do wysztyftowania się przy swym boku dopomódz obiecywał; miał u niego zapewniony wikt i opiekę, puścił się więc w imię Boże.
Zdawało mu się, że gdy tu przybędzie nic łatwiejszego nie będzie miał nad wyszukanie Xięzkiego, ale zawóz, jak mówiono, był tak wielki, że choć Staszka znali wszyscy, nikt nie umiał powiedzieć, gdzie go szukać, nie wiedziano nawet czy pod namiotem był w obozie, czy na mieście.
Cały dzień strawiwszy na przepytywaniu, dopiero pod wieczór, zmęczony, głodny, wywłóczywszy się po Winiarach, po Tatarach, po uliczkach i rynkach, Strzębosz trafił na gospodę Xięzkiego.