Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to jest kobieta nieszczęśliwa. Wybrała sobie takiego męża.
— Co jej się bałamucić nie pozwala? — rozśmiała się Włoszka — ale Jan Kazimierz nogą uderzył w podłogę i pogniewał się.
— Nie waż mi się mówić tego!
Włoszka ruszyła ramionami, podparła twarz ręką i stała milcząca.
— Masz kogo znajomego we fraucymerze? — zapytał król.
— Pewnie, że mam — poczęła Bertoni. — Sama pani podkanclerzyna była na mnie łaskawą, kupowała u mnie koronki, jedwabie.
Łagodniejąc, przystąpił Jan Kazimierz do niej.
— Zajdź tam, ale nie ode mnie; nie — dowiedz się: co się tam dzieje? Jak oni z sobą są? Ten gbur jej wszystko naprzekór czyni? ona się zalewa łzami. Dowiedz się... przyjdziesz mi donieść... ale o mnie niéma mowy. Jestem królem i opiekunem, więcej nic — rozumiesz: więcej nic. A sprawisz się źle — nie pokazuj mi się więcej na oczy.
Mówił tak poważnie, stanowczo pokrólewsku, że Włoszka nawykła się z nim bardzo poufale obchodzić — tym razem spokorniała.
Skorzystała tylko z posłuchania, naprzód prosząc, aby jej król Strzębosza nie posyłał nigdy,