Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sła! Jestem od samego króla JMci wysłanym do niej.
— Kłamiesz! — zawołała gniewnie Włoszka.
— Mówię świętą prawdę.
Wszedł tymczasem za Bianką na górę Dyzma, ale stara naprzód się zajęła tem, aby córkę uprzątnąć i zamknąć ją na klucz, i dopiero wyszła do niego nadąsana.
— Skaranie Boże z tym natrętem — poczęła, wchodząc — niemiał-by też król kogo innego do mnie wyprawić!
— Z pewnością N. Pan dziesięciu-by miał do wyboru na miejscu mojem — odezwał się Strzębosz — ale widzicie jawnie, że mnie i miłość moję król ma w opiece, dlatego mnie tu zawsze posyła.
Bertoni zagryzła usta.
— Spraw-że swoje poselstwo; ja czasu nie mam — rzekła sucho.
— N. Pan kazał mi powiedzieć, abyś pani dziś wieczorem przyszła na zamek, ale — do nikogo się nie zgłaszała, tylko do mnie, a ja ją wprowadzę.
Starej twarz zczerniała aż z gniewu; mruczała coś, ale tak niewyraźnie, że Strzębosz mógł się tylko dorozumiewać przekleństw. Nie odpowiedziała nic. Czekał.
— Cóż mam odnieść? — zapytał.