Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełnione na człowieku, któremu ona się okazywała życzliwą, oburzyło ją straszliwie.
— Otóż to owoce tego rozpasania i swobody, jakie król daje młodzieży, co mu służą! Wiedziałam, że się tam dzieją rzeczy nie do wiary, ale tego już nadto, i ja nie dopuszczę, aby to płazem przejść miało.
Radziejowski, który nieznośnie się narzucał królowi, dnia tego nie poszedł do niego; wprost od królowej powrócił do pałacu, a tu pierwszym rozkazem, jaki wydał, było, aby portret nieboszczyka Kazanowskiego, który wdowa zastrzegła sobie, aby nie był z miejsca poruszonym, na strych wyniesiono.
W chwilę potem z płaczem i narzekaniem z gniewem i dumą razem wpadła podkanclerzyna do męża, dopominając się o niego.
Radziejowski, z zimną krwią napozór, odpowiedział, że obrażającem jest dla niego to jawne uwielbienie dla nieboszczyka, i że postanowił uczynić wszystko, co jest w jego mocy, aby pamiątki poniszczyć i być tu jedynym panem.
— Zawdzięczam pani — dodał — żem dziś miał przygodę, która już po mieście obiegać musi. Wypowiedziałem wczoraj dom temu Tyzenhauzikowi, a gołowąs mnie śmiał dziś napaść z pistoletami i wyzywać na pojedynek, ale to mu płazem nie ujdzie.