Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na rycerskich ludzi, którzy, na pierwsze słowo, okrutnie to wzięli do serca.
Wołłowicz i Sapieha, którym się zwierzył, zakrzyknęli, że obraza taka we krwi tylko zmytą być może.
— Nie pozostaje ci nic — zawołał Sapieha młody — tylko tego zuchwalca, który sądzi, że senatorowi wszystko wolno, wyzwać na rękę i z nim się rozprawić.
Tyzenhauzowi zapalczywemu nie mogło nic być przyjemniejszem nad tę radę. Gotów był nawet natychmiast wysłać przyjaciół do podkanclerzego, dopominając się zadośćuczynienia; ale tu zaszła rzecz dziwna.
Wszyscy ci, którzy znajdowali, że Tyzenhauz powinien był wyzwać i Radziejowskiego, choć on tylko pokojowcem u króla, a ten był podkanclerzym, gdy przyszło iść do niego w imieniu Tyzenhauza, mieli najrozmaitsze przeszkody, które im usłużyć mu nie dozwalały.
Pochwalali nader gorąco jego zamiar, przyklaskiwali mu, ale, żaden — niestety — nie mógł mu przyjść w pomoc. Jeden nastręczał drugiego — nikt nie mógł wystąpić przeciwko Radziejowskiemu, bo za nim domyślano się — królowej. Tej narazić się nikt nie chciał, bo ona nie przebaczała.
Oile Jan Kazimierz, w pierwszym wybuchu