Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odprawiła dziewczęta smutna pani. Pokojowiec królewski na twarzy jej łatwo mógł rozpoznać ślady jeszcze nieprzezwyciężonego gniewu i rozdraźnienia.
Z żywością wielką rozpowiadać mu zaczęła, jak jednego wierzchowca nieboszczyka męża, rząd i siądzenie, których on rad używał, chciała pozostawić nietkniętemi, jak o to prosiła męża; ale bez względu na jej żądanie podkanclerzy, właśnie tego poranku, wierzchowca kawalkatorowi kazawszy przejechać i osiodłać według dawnego obyczaju, na miasto na nim wyruszył.
— Spotkałem go właśnie w bramie — rzekł Tyzenhauz — i nie raczył mi nawet na moje pozdrowienie odpowiedzieć. Szkoda tego ślicznego wierzchowca.
Nie dokończył; szybkim ruchem białej rączki podkanclerzyna otarła sobie oczy.
— Jeżeli się nie mylę — szepnęła — a nie mylę się pewnie.... podkanclerzy tem śmielszy jest przeciwko mnie, iż królową ma za sobą. Nie miałam nigdy do niej szczęścia.
— Nie potrzeba tego brać do siebie — przerwał pokojowiec króla — żadna z pań polskich nie ma u Maryi Ludwiki łaski. Serce jej dla Francuzek ledwie starczy.
— Dla ślicznej wychowaniczki szczególniej — dodała uśmiechając się dwuznacznie pani Radzie-