Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstydny należał do jego wad, czy przymiotów. Z początku więc puścił mimo co go draźniło.
W pierwszych miesiącach po mianowaniu podkanclerzym, gdy nowo naznaczony w podeszłym wieku kanclerz głośno zapowiedział, że w młodszym pracowniku potrzebuje pomocnika, Radziejowski, rad temu, bardzo gorliwie się zajął kancellaryą i rozpoznawaniem swych przyszłych obowiązków. Całemi więc czasem dniami w domu nie bywał, powracał dopiero wieczorem. Ten trud urzędowy był w większej części pozornym tylko. Podkanclerzy bowiem więcej przesiadywał u królowej, którą pragnął sobie pozyskać, aby miał ją przeciw królowi (bo tego się czuł niepewnym), i tam, gdzie wesoło ucztowano, albo frymarki jakieś omawiano i gotowano.
Dwór intryg był pełen, krzyżowały się one tu, snuły, i wszystkie ostatecznie, u królowej rozwiązywały.
„Zważyć potrzeba dworu obraz, powiada pisarz współczesny, wszystkie drzwi i podwoje opanowane, oblężone pokoje, wszyscy wiszą przy królu (i królowej, rozumie się) wlepiają w pana oczy, zmyślają fantazye do pańskich się akkomodując, ze śmiejącym się weselą, z cholerycznym tetrykami się stają. Nie masz prawdy za szeląg, wszyscy patrzą na ręce, ubiegając się, aby ich przekupywano. Tu przysięga bez wiary, nie