Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kanclerzy jednak, który bawił królową opowiadaniami o swych staraniach, o ożenieniu, o charakterze żony, której ona nie lubiła, szydersko zaczął wyrażać się o niej — i lekkomyślnie insynuował, że wiele liczyła na króla protekcyą i poparcie.
Marya Ludwika nie była pewnie zazdrosną o miłostki pokątne męża, o których jej także donoszono, gromiła go tylko, gdy one go śmiesznym czyniły, ale jawne nadskakiwania damom dworu oburzały ją.
Posądzała niesłusznie panią Kazanowską, potem podkanclerzynę, że króla zalotnością ku sobie pociąga. Pani Elżbieta była z natury swej niewinnie zalotną, starała się podobać wszystkim, była oprócz tego pieszczoszką potrzebującą hołdów i dworu. Przyjaźń króla jej pochlebiała. Tyzenhaus ją bawił, tak samo inna młodzież wielce była przyjmowana przez nią, bo ją rozrywała.
Ten tryb życia niezależny, swobodny, którego wdowa zmienić nie myślała, nie podobał się Radziejowskiemu, który, jak wszyscy egoiści, był despotą. Opanować ją, zamknąć, kierować, gdyby nie wypływało z jego rachub, wypływałoby z charakteru. Nie był to człowiek, coby się zrażał pierwszemi przegranemi potyczkami, upór bez-