Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nemi zabiegami przebiegłego a natrętnego niesłychanie człowieka znużona, skłonną już była, jak mówiono, oddać mu rękę.
Los pani marszałkowej króla, który był jej adoratorem, mocno obchodził; małżeństwo to może znalazło u niego z pewnych względów approbatę. Radziejowski zaś potrzebował żeniąc się przynieść z sobą wdowie tytuł znaczniejszy, niż krajczego królowej i łomżyńskiego starosty; chciało mu się i pochlebiał sobie, że z pomocą Kazanowskiej wyjedna u króla... bodaj spadek po Ossolińskim. Zuchwałe to były nadzieje, ale marszałkowa miała fawor wielki u króla jegomości, a Radziejowski był natrętem niepozbytym.
Wszystko on winien był temu niemal bezwstydnemu dobijaniu się. Tak i z panią Kazanowską w początkach, gdy mu jedne drzwi zamykano, przekupiwszy sługi drugiemi się wciskał, a żadna odprawa nie pomagała. Jednego dnia się go pozbywszy, drugiego napewno można było się spodziewać, znaleźć go z pogodnem obliczem, jakby nic nie zaszło, na temsamem miejscu i drodze.
Nie dawał pokoju marszałkowej, wszystkich, co ją otaczali, starając się sobie pozyskiwać; potem tak samo nie mógł król się go pozbyć, naostatek w przewidywaniu, że i to się na cóś przy-